Ostatnio naszły mnie przemyślenia, czy przypadkiem nie jest tak, że w każdym z nas, gdzieś głęboko, tkwi esencja prawicowca, która działa niczym wirus - rozprzestrzenia się i atakuje każdą część naszego ciała, kawałek po kawałku, aż pochłania nas całkowicie i w ostateczności zabija.
Objawy wirusa-prawicowca są następujące: izolacja społeczna, nienawiść do osób LGBT, ksenofobia, mizoginia, rasizm, klapki na oczach, strach przed poznawaniem nowych światopoglądów, zazdrość, zawiść, paranoja na punkcie osób o lewicowych poglądach, omamy przejawiające się w widzeniu lewaków, zwłaszcza w nocy, obsesja na punkcie słowa "ideologia", nieuzasadniony strach przed seksualnością człowieka. W zmutowanej wersji wirusa dochodzi jeszcze nastawienie narodowościowe.
Mam takie poczucie, że osobom o poglądach prawicowych nie udało się przezwyciężyć wirusa. Nie udało im się w odpowiednim momencie dostrzec spustoszenia jakie sieje. Wirus zwyciężył, a osobom tym najprawdopodobniej przyszło się z tym pogodzić. I tak funkcjonują w letargu, przekonani o własnej słuszności i realizacji misji, okraszonej dużą dozą nienawiści. Ku śmierci.
Wydaje mi się, że nie dopuszczając do siebie myśli o inkluzywnym społeczeństwie, o potrzebie usuwania przestrzeni wykluczenia, zwiększania reprezentacji oraz widoczności osób marginalizowanych i stygmatyzowanych, dostrzegania ich potrzeb, rozwijamy w sobie wirus i wykształcamy w sobie prawicowca.
Zawsze jednak jest dla nas nadzieja i wirusa da się pokonać - trzeba tylko w pewnym momencie zrozumieć, że wirus-prawicowiec zawęża nasze poznawcze horyzonty, a przecież chodzi o ich poszerzanie! Posiadając szerszą perspektywę jesteśmy zdrowsi, szczęśliwsi i na pewno bardziej otwarci. A przecież o to chodzi!
Życzę Wam wszystkim, aby ten szalony wirus Was nie pochłonął. A jeśli tak już się stało - szybkiego powrotu do zdrowia!
Commentaires