Od mężczyzn w społeczeństwie patriarchalnym wymaga się wiele: muszą być przede wszystkim męscy. Nie mogą wykazywać oznak zniewieścienia i dać po sobie poznać, że są sfeminizowani. „Bycie męskim” sprowadza się do tego, że mężczyźni muszą być twardzi, ponieważ słabość kojarzona jest z tym, co kobiece. Nie powinni więc również okazywać emocji, które uchodzą za kobiece. Muszą za to być być władczy i charyzmatyczni. I do tego oczywiście heteroseksualni. To bowiem heteronormatywność zabezpiecza patriarchalny - męski - wzorzec płciowy. Jak pisze Simone de Beauvoir, obowiązkowa heteroseksualność stanowi wyzwanie dla mężczyzn, aby rywalizowali o kobiety i w innych mężczyznach widzieli wrogów.
Mężczyźni więc, chcąc poprawnie realizować swoją „męską” rolę, internalizują w sobie zasady i normy kierowane w ich stronę, dzięki czemu mogą zostać zaliczeni do grona „prawdziwych mężczyzn”. Co ciekawe, nie dotyczy to w gruncie rzeczy tylko mężczyzn heteroseksualnych. Mężczyźni nieheteronormatywni bowiem także próbują dopasować się do męskiego wzorca. Stąd też, jak pisze Bartosz Lis, wplatają w swoje (nie)męskie strategie tożsamościowe postawy zgodne z patriarchalnymi wytycznymi.
Należy podkreślić, że mężczyźni nie chcą być „patriarchalnie męscy” tylko dlatego, żeby przypodobać się mężczyznom czy innym kobietom lub aby z mężczyznami rywalizować i tym samym podbudowywać swoje ego. Mężczyźni internalizują w sobie społeczno-kulturowe normy męskości, ponieważ w ten sposób mogą pobierać patriarchalną dywidendę, o której pisała Raewyn Connell. Są to korzyści wynikające z praktykowania kulturowego wzorca męskości. Stąd też mężczyznom zależy, aby być częścią „spirali kolesiostwa” i czerpać z tego profity.
Co jednak istotne, usilne dopasowanie się do męskiego wzorca funkcjonującego w modelu patriarchalnym, wrzuca mężczyzn w tryby toksyczności. Przez nią stają się odarci z empatii, współczucia i są niezdolni do nawiązywania relacji. Toksyczna męskość ma być hiperseksualna, wręcz seksualnie agresywna. To wpływa negatywnie na kobiety i nierzadko odziera je z godności, ponieważ toksyczni mężczyźni je uprzedmiotawiają. Podkreślmy jednak, że toksyczność krzywdzi również mężczyzn. Podczas ostatniej rozmowy z Rafałem Majką mówiliśmy, że mężczyźni nie potrafią o siebie zadbać, poprosić o pomoc np. u lekarza, przez co cierpią na depresję nie dając sobie pomóc. Tkwią w nich irracjonalna fiksacja na temat własnej męskiej indywidualności, sprawczości oraz przeświadczenie, że mężczyzna powinien potrafić poradzić sobie w każdej sytuacji - wiecznie może, wiecznie jest pewny siebie i silny.
Moje przesłanie jest takie, że powinniśmy edukować mężczyzn i mówić im, iż mogą realizować swoją męskość w sposób wybrany przez siebie. Nie ma bowiem tylko jednego prawdziwego wzorca męskości; jest wiele męskich strategii tożsamościowych. Pozwólmy mężczyznom żyć jak chcą, z (męską) zgodą na siebie. Co jednak istotne, toksyczność grozi nam wszystkim, wszak na wszystkich nas ciąży klątwa hegemona i „prawdziwego mężczyzny”. Możemy uważać się za feministów, a wciąż być toksyczni. Ważne więc jest to, abyśmy wykształcili w sobie wrażliwość, która pozwoli nam zauważyć w nas toksyczność i walczyć z nią. Panowie: życzę tego i sobie, i Wam.
Comments