Naklejki "Strefa wolna od LGBT" dodawane do #GazetaPolska, homofobiczne ataki podczas #MarszRówności w #Białystok, zakłócanie pokojowych wydarzeń organizowanych przez społeczność osób nieheteronormatywnych - te wszystkie wydarzenia rodzą w nas pytania o przyczyny tak ogromnej nienawiści wobec społeczności LGBT. I tutaj pojawia się enigmatyczna odpowiedź: #patriarchat.
Słowo, którym feministki i feminiści szafują przy każdej okazji gdy opisywane są nierówności płciowe i społeczne, wielu osobom zapewne już się przejadło i przyprawia o mdłości. Bo ile można słuchać o nienawistnym i niesprawiedliwym potworze patriarchacie, który krzywdzi innych? Słowo to jest powtarzane jak mantra i jest tak znienawidzone przez prawicowców, bo pod ścianą stawia mężczyzn i pociąga ich do odpowiedzialności. I rzeczywiście, myślenie tego typu w tej perspektywie jest moim zdaniem nieuczciwe, ponieważ poszukiwanie oprawców i ofiar nie ma najmniejszego sensu. Dlaczego? Ponieważ patriarchat to system, w którym ofiarami są wszyscy: i kobiety, i mężczyźni, niemniej jednak to, co męskie jest uprzywilejowane i mężczyźni otrzymują patriarchalną dywidendę, czyli korzyści wynikające z posiadanego uposażenia anatomicznego (Connell 1987), podczas gdy kobiety uderzają w szklany sufit. W tej teorii mężczyźni są zwycięzcami, kobiety zaś "sromotnie" przegrywają. I tak jest, bo mężczyźni są bardziej uprawnieni do tego, aby pojawiać się w przestrzeni publicznej, ponieważ kultura zachodnioeuropejska sytuuje w centrum fallus. Skąd więc pomysł, żeby o mężczyznach mówić, że są ofiarami patriarchatu, skoro spijają całą śmietankę? A no właśnie dlatego, że koszt tej śmietanki jest wysoki. Socjalizacja do męskości jest bardzo trudna, sterowanie męskimi ciałami i dyscyplinowanie ich odbywa się w duchu "pedalskiego dyskursu". Mężczyźni są zobligowani do tego, aby zinternalizować w sobie heteroseksualne pragnienie, by w ten sposób ich ciała nie dawały po sobie poznać, że są niemęskie, bo przecież jest to jednoznaczne z feminizacją, a ta jest NIEDOPUSZCZALNA! Dlatego też mężczyźni zdają sobie sprawę z tego, że opłacalne jest bycie w społeczeństwie "prawdziwym hetero facetem" i przyjmują wzorzec hegemonicznego mężczyzny, który w społeczeństwie patriarchalnym uprawnia mężczyznę do podporządkowania sobie tego, co kobiece.
Tę "piękną" wizję relacji pomiędzy tym, co męskie a tym, co kobiece, opisuje Judith Butler pisząc o instytucji heteroseksualnego pragnienia. W Uwikłanych w płeć badaczka zwraca uwagę na to, że „[...] pragnienie jest heteroseksualne i różnicuje się w relacji opozycji do owej innej kulturowej płci, której pragnie. Wobec tego dla wewnętrznej spójności czy też jedności każdej z kulturowych płci, mężczyzny lub kobiety, konieczna jest heteroseksualność, zarazem stabilna i zbudowana na opozycji” (Butler 2008: 77). Ową opozycję bardzo dobrze opisuje zasada "komplementarności płci" wyrażona w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Człowiek w swej naturze (widzimy więc tutaj ukryty esencjalizm!) dąży do małżeństwa i założenia rodziny. Jak widać, cały system ma głęboką podbudowę teoretyczną i każdy wie w jaki sposób funkcjonować w społeczeństwie - jako jednostka heteroseksualna. Na straży zaś przestrzegania genderowych reguł stoją mężczyźni, ponieważ męskość hegemoniczna jest najważniejszym wzorcem w społeczeństwie patriarchalnym, gdyż jej poprawna realizacja warunkuje funkcjonowanie męskocentrycznego modelu. Gdy więc mężczyźni zachowują się zbyt "pedalsko", od razu muszą zostać wyłapani i poddani ostracyzmowi. Homoseksualizm jest bowiem niebezpieczny, bo aprobata dla męskości innego typu aniżeli hegemoniczna niszczy społeczeństwo patriarchalne od środka, ponieważ jak pisze de Beauvoir, gdy mężczyzna patrzy pożądliwie na innego mężczyznę, to zaburza w nim oraz w sobie ideał męskości. Kobiety oczywiście też są homoseksualne, ale czasami "fajnie popatrzeć" na dwie całujące się dziewczyny, bo to przecież takie podniecające dla męskiego (heteroseksualnego) oka - popkultura dosłownie zalewa nas takim przekazem.
Wracamy do początku. Mężczyźni są ofiarami patriarchatu, bo nie mogą realizować swojej płciowości i seksualności tak jak chcą. Ale prawdziwie mogą być też katami, gdy wykorzystują mechanizm homofobii do tego, aby dyscyplinować gejów, atakować ich, bić, wyzywać i krzywdzić. Taki obraz "prawdziwych facetów" mieliśmy okazję oglądać na Marszu Równości w Białymstoku.
Co więc powinniśmy robić, bo ewidentnie potrzebujemy zmian społecznych. Te muszą odbyć się przede wszystkim na płaszczyźnie instytucjonalnej, ale żeby tak mogło się stać, trzeba głośno mówić o niesprawiedliwości i o tym, że o życiu jednostki nie decyduje seksualne przeznaczenie, ponieważ to człowiek sam ma prawo projektować siebie. Może, bo bycie hetero nie jest takie oczywiste, jak prawicowcy myślą. Tak więc trzeba głośno mówić o groźnym potworze jakim jest patriarchat, bo o groźnym potworze gender też ciągle słyszymy. Pytanie jest tylko takie: Który potwór rzeczywiście jest groźny?
P.S. Wiem, że mówimy o homoseksualności, ale nikomu z prawicowego bloku nie przyszłoby do głowy, żeby w ten sposób opisywać romantyczny związek między dwiema osobami tej sami płci.
Comments