Protesty, które zalewają w ostatnich tygodniach polskie ulice, to wyraźny znak sprzeciwu wobec decyzji rządzących. To nie są tylko chwilowe zrywy i oznaki obywatelskiego nieposłuszeństwa. To nie są zwykłe aktywistyczne ustawki, które zaraz się ludziom znudzą, jakby ktoś mógł stwierdzić. To długofalowe działania mające na celu zmianę rzeczywistości. A protestujących jest wielu: kobiety, rolnicy, młodzież, pielęgniarki i nauczyciele. To zbyt wiele grup społecznych, aby protesty uznać za chwilowe - rząd nie może już ich dłużej ignorować.
Uważam, że nie są to tylko protesty, w których walczy się o prawa: do aborcji, do poszanowania wolności każdego człowieka i pracy; to nie jest tylko walka o wyższe płace i klimat. To walka przede wszystkim o odzyskanie dostępu do przestrzeni publicznej, który - jak się wydaje - w ostatnich latach był skrzętnie ograniczany.
Donna Haraway, pisząc o kategorii odpowiedzialności zwraca uwagę, że jest to response-ability - zdolność do odpowiadania. Zauważmy więc, że kategorię stricte moralną, badaczka wynosi na poziom społeczny i kolektywny, akcentując potrzebę, aby jak najwięcej podmiotów mogło mówić w społeczeństwie - publicznie zabierać głos, nawet jeśli jest to głos sprzeciwu. Przykładając więc filozoficzne rozważania jako matrycę do analizowania protestów, możemy z całą pewnością stwierdzić, że są to protesty o odzyskanie głosu w przestrzeni publicznej; do pojawiania się w niej bez lęku i strachu, w pełnej (demokratycznej) wolności.
Comments